środa, 14 marca 2012

Shy love

Taka tam, miła historyjka. Nieco ostrzej będzie w KidxSoul, także z góry gomene. Czemu mam wrażenie że tak słabo wyszło ? >-<
***
Shy love



   Wszystko zaczęło sie, gdy miałem 9 lat. Stało się coś, czego wszyscy obawiali się od dawna - wojna na północy została przegrana przez sojusznicze siły, orkowie rozpoczęli swój morderczy marsz na południe niszcząc, paląc i zabijając. Całe Azeroth ginęło w odmętach płomieni, które pochłaniały piękne, prastare lasy, tysiące zwierząt i ludzi. Nikt nie mógł tego zatrzymać. Te ohydne, brutalne stwory nie cofały się przed niczym. Wynaturzone, potężne i niszczycielskie. W krótkim czasie opanowali większość ziem, nie oszczędzajac mieszkańców. Doskonale się bawiąc, rozpruwali niemowlęta, brali "ciekawe" dzieci do niewoli i mordowali ich rodziców. W ciągu miesiąca Azeroth zamieniłlo się w ruiny pięknej cywilizacji, która niegdyś tam kwitnęła. Zrujnowane miasta, zanieczyszczone, niegdyś krystaliczne rzeki i jezior, wszechogarniający smród krwi, siarki i rozkładających się ciał. Byłem szczeniakiem, to było jak jeden wielki koszmar. Na moich oczach ork wymordował mi rodzinę. Nazywał się Gerethor, był uwielbiany przez niedoświadczonych młodzików. Nosił uroczy naszyjnik z ludzkich dłoni, szczycą się liczbą ofiar na koncie i długim, zakrzywionym tasakiem, wiecznie oblepionym czerwoną, metaliczna cieczą. To jest wręcz śmieszne, ale swoje życie zawdzięczam kolorowi swoich włosów, które wybitnie się mu spodobały. Stwierdził, że nie opłaca się mu mnie zabijać, bo ich czerwony kolor może się sprzedać. Posłał mnie w długą tułaczkę ku wschodowi, do Guarien. Było to królestwo neutralne, gdzie na granicach kwitł czarny handel. Podczas katorgicznej podróży, znęcali się nademną, tak samo jak na reszcie porwanych dzieci. Nie wiedziałem czy cieszyć się, czy płakać. Myśl o niepewnym jutrze zamęczała mnie, tak samo jak widok głowy mojej matki zatkniętej na drewnianym palu. Gdy w końcu dotarliśmy "Kraju Wiatrów", zostałem sprzedany. Wykończony, nie wiedziałem nawet, co sie wokół mnie dzieje. W dniu oddania, dostałem pamiątkę po jednym z orków - podłużną bliznę idącą prostopadle do prawego oka. Na szczęście nic się z nim nie stało, cięcie nie dotarło zbyt głęboko. Od tamtej pory byłem przekazywany z rąk do rąk, otumaniony, często upijany byłem transportowany z jednego miasta do drugiego w ciasnej, metalowej klatce. W końcu, w stolicy, wystawiono mnie na targu niewolników. Szczerze, nie myślałem, ze przeżyje ten koszmar, a tym bardziej, że ten dzień odemieni całe moje życie. Było mi już wszystko jedno, serio. Siedziałem jak jakiś debil na stołku, ze spuszczoną głową, próbując opanować łzy, gdy ludzie obmacywali mnie, szacujac ilość sił, patrzyli na zęby, włosy. Jasne słońce ogrzewało moje posiniaczone, słabe ciało, gdy w końcu nagle zrobiło się cicho. Ktoś krzyknął " rozejsć się, król przybył !". Coś zasłoniło wyniszczające promienie. Był to sam władca Guarien. Wyglądał jak ... jak bóg w oczach kogoś tak mało znaczącego jak ja. Piękne, kolorowe szaty, mądra, przystojna twarz i surowe oczy. Na rękach trzymał małego brzdąca, który patrzył sie na mnie wielkimi , ślicznymi czerwonymi oczami. Jego usteczka rozwarły się, zarumieniony pokazał na mnie palcem. Już wtedy ten mały był taki ... inny. Urzekł mnie, mnie, który przeżył piekło. Był jak promyk nadziei w koszmarze mojego obecnego życia.  Jego ojciec zawołał jakiegoś grubego mężczyznę, rozmawiając z nim. Zemdlałem. 
   Dobrze się mną zajęto. Rozchichotane służki pałacowe umyły mnie i ubrały, wciskajac ogromne ilości jedzenia. To wszystko, to było zbyt dużo. Pałac, wielki, rozległy ogród, król. Parę dni temu dusiłem się w klatce ,dostając łyk wody na parę godzin. Teraz czułem się całkiem bezpiecznie, wszyscy byli ... mili. Wspomnienia , bolesne zresztą, zaczęły się powoli zamazywać. Szybko się okazało, że miałem być osobistym służącym księcia, który skończył właśnie 4 lata. Nasze drugie spotkanie byo conajmniej dziwne. Mały książę nie przejmował się tym, kim jestem, i na dzień dobry się do mnie przyssał. Zauroczone sprzątaczki wymamrotały coś o zajmowaniu się nim i zostawiły mnie z dzieckiem na szyi. Nigdy nie przypuszczałem, że ten dzieciak, którego tak mocno trzymałem, bojąc się upuścic, w przyszłosci stanie sie całym moim swiatem. 


- NERIS ! - usłyszałem wesoły krzyk, czując miły ciężar. Ręce drobnego chłopaka objęły mój tors, gdy wskoczył mi na plecy i śmiejąc się wesoło, przytulił się. Nieco zaskoczony, upuściłem niesiony właśnie kosz pełem słodkich, pomarańczowych owoców, które dotarły właśnie do pałacu pod śmieszną nazwą "Imboo".
- No i co zrobiłeś, mały ? - spytałem z uśmiechem, schylając się i podnosząc upuszczone rzeczy. Jako ,że białowsłosy był leciutki, nie miałem z tym większych problemów. Uwielbiał tak na mnie skakać z nienacka, rozpieszczone, małe stworzenie. Jego dłonie zsunęły się lekko, a wielki, przeszklony korytarz wypełnij się echem jego nagich stóp uderzających o krystaliczne, czarno - białe kafle.
- Idziesz do kuchni ? - zaszedł mi drogę, szczerząc swoje białe ząbki. Sięgał mi do brody, więc musiał zadzierać głowę, żeby spojrzeć mi w oczy.
- Tak, zaraz do ciebie przyjdę, jeśli chcesz przyniosę troche konfitur, ale najpierw sio do wanny- oczy małego zaświeciły się na dźwiek wymienionej słodkości. Ochoczo pokiwał głową, potrzasając niesfornymi, białymi kosmykami, które za nic nie dały się ujarzmić przez wszelkiego rodzaju grzebienie. Westchnąłem, czochrając go. Spędzałem z nim każdy dzień już 13 lat, pomagając w kąpieli, bawiąc się, karmiąc, ubierając. Byłem jedyną bliską mu osoba w tym wielkim, pustym zamku. Ojca widział parę razy na miesiąc, nie wiedział o nim praktycznie nic. Obróciłem się przez ramię, z uśmiechem patrząc, jak biegnie przez hal. Miał już 17 lat, a nadal zachwywał się tak beztrosko, mimo że wiedział, jak okrutny bywa świat. Ten śliczny uśmiech, na ktorego widok tak szybko biło mi serce, nie schodził mu z pyszczka. Aż za bardzo zdawałem sobie sprawę, że znaczył dla mnie bardzo wiele, wręcz za dużo. Byłem gotowy oddać za niego zycie. Gdy zniknął za zakrętem do swojej komnaty, pozbierałem rozsypane owoce i zaniosłem je do kuchni, wracając się. Po drodze jeszcze zwinąłem słoik jego ulubionych konfitur, uciekając przed rozwścieczoną kucharką. Wpadłem do pokoju, chowając się za drzwiami, żeby kobieta dziko wymachująca chochlą nie trafiła nią w miejsce docelowe. Gdy przebiegła, cicho udałem się do łazienki. Było to dość duże, okrągłe pomieszczenie z wanną pośrodku, wyłożone kremowymi kafelkami. Ściany były koloru zielonego, drewniane , z białymi paskami tuż przy wysokich oknach, przez które mały uwielbiał się patrzeć. Aris siedział w ciepłej wodzie, z zaciekawieniem patrząc na mnie. Z uśmiechem pokazałem mu słoik, kładąc go na jedną z szafek. Podszedłem do wanny i kucnąłem, odgraniając mu włosy za ucho. Byliśmy na tyle blisko, że takie gesty nie robiły na nim wrażenia. Nie czuliśmy krępacji, to było u nas normalne. Przytulanie, całusy w policzek, czułe gesty. Wiedzialem, że to JUŻ nie jest w porządku, w końcu obaj byliśmy dorośli, ale nie miałem serca tego ukracać. Kochałem te małe gesty, jego bliskość. Czerwone tęczówki bez zażenowania wpatrywały sie we mnie. Nagle poczułem coś mokrego na nosie. Parskając, strąciłem sporą dawkę piany. 
 -Ariiiis - mruknąłem, z uśmiechem chlapiąc go wodą. Oparłem się wygodnie o brzeg wanny, a kosmyki moich długich, czerwonych włosów zamoczyły się w pachnącej wodzie. Jak zwykle zaczęliśmy rozmawiać, o wszystkim i o niczym. O jego nauczycielce, o cyckach nowej służącej, o wojnie i o jego ojcu. Czasami myślałem, ze nie wytrzymam więcej. Że po prostu pewnego dnia go pocałuje, dając upust wszystkim nagromadzonym emocjom, wiedzialem jednak, ze to tylko kiepska wymówka. To by było złe. Zraniłbym go, a to jest ostatnie, czego chce. Nie możesz nawet tak myśleć, na Boga, Neris, jesteś tylko slużącym młodego księcia. W końcu chłopak wstał, chlapiąc wszystko dookoła. Odwróciłem wzrok, jak zwykle, dostrzegłem tylko krople wody wędrujące po jego ramieniu. Słyszałem , jak sięga po lawendowy szlafrok z zielonymi zdobieniami i gładko wsuwa go na siebie, wychodząc z wanny. Nie wstydziłem się go ,wiele razy widywalem go nago, ale chcialem, zeby zachował swoją prywatność, o ile w jego świecie jakaś istniała. Aris podreptał szybko do półki, zdejmując słoik i szybko odkręcił nakretkę, niedbale rzucając ją na recznik lezacy na podłodze. Zanużył palec we wściekle malinowym przecierze i z lubością wsadził go sobie do buzi. Cholera, taki słodki. Wiem, że nie powinenem tak myśleć, ale jego ciało doprowadzało mnie do szalenśtwa. Jego seksowne gesty, z ktorych nawet nie zdawał sobie sprawy, z pewnoscią wyprowadzaly mnie z rownowagi. Popatrzył na mnie zaczepnie, oblizując wargi. Ubrudził się na brodzie, a strużka słodkosci wyladowała także na jego klatce piersiowej, ozdobionej okrągłym tautażem z zawijasem w środku - znakiem jego pochodzenia. Na trochę jego bliskości mogę sobie pozwolić, prawda ?
 Z uśmiechem wstałem z podłogi i rzuciłem się na niego. Ups, trochę za mocno. Chłopak poślizgnął się i upadł, lądujac na ręczniku i nie przestając chichotać. Nie mogłem przestać sie szczerzyć. Oparłem się rękoma po obu stronach jego ciała , pochylając się. On wiedząc co sie święci ( miał straszne łaskotki), naparł na mnie lekko lewą nogą, drugą zakładajac na moje ramię. Szlafrok rozwiązał się, ukazujac jego nagi brzuch.  Już miałem zacząć go łaskotać, gdy nagle jego twarz zupełnie zmieniła wyraz. Jego usta lekko się rozwarły, a duże, czerwone oczy zaczely sie we mnie intensywnie wpatrywać. Przewiercały mnie na wylot, zaglądajać w najgłębsze zakątki duszy. Zaskoczony posłałem mu pytające spojrzenie, na co ten tylko się usmiechnął łagodnie, jakoś inaczej niż zwykle. Pogładzil wierzchem dłoni mój policzek , szepcząc :
- Kocham cię. 
   Nie moglem uwierzyć w to, co właśnie usłyszalem. Na mojej twarzy musiało sie malować ogromne zaskoczenie, bo mały nagle posmutniał. Spuścił wzrok, tracąc cała wesołość. - Powiedziałem coś nie tak ... ?
- Nie, ale wiesz, że to bardzo mocne słowa ?
- Wiem , ale nie wyobrażam sobie, żebym mógł to powiedzieć  komuś innemu - Co czułem ? Szczęście  ? Strach ? A może gniew, ze do tego doprowadziłem ? Do czegoś tak zakazanego, a jednak upragnionego ? Patrzyłem na jego zatroskaną twarz, nie wiedząc, co zrobic. Nagle podniósł sie gwałtownie, całując mnie. Jego ciepłe, miękkie wargi gładko prześlizgnęly sie przez moje usta, zostwiając uczucie niedosytu i słodki posmak malin. Opadł z powrotem, z niepokojem patrząc na moją reakcje. To nie powinno sie zdarzyć, nie powinno sie dziać. Ale ... dlaczego to jest takie przyjemne ? Z westchnięciem usiadłem, patrząc się na niego. Zdjął nogę z mojego ramienia, przyjemnie ocierając się o moją skórę i podniósł się do pozycji siedzącej, patrząc mi głęboko w oczy. Miałem dziwne wrażenie, ze umie z nich wyczytać co tylko chce. 
- Nie chcesz mnie - bardziej stwierdził niz spytał, ocierając brodę z malin.
- Aris, ja ...
- Po prostu mnie nie chcesz. Wolisz dziewczyny, rozumiem. - w jego głosie dało się usłyszeć niespotykaną dojrzałość. Coś się w nim zmienilo, nie patrzylo na mnie dziecko, ale dojrzały chłopak.
- Kiedy ty... - wyjąkałem, nie do końca rozumiejąc, co się stało.
- Zawsze. Po prostu myślałem, ze wolisz, jak udaje dziecko, o które musisz sie troszczyć. Tylko tak moglem zdobyc twoją uwagę  - powiedzial, lekko sie rumieniąc, i odwracając wzrok.- Przepraszam.
 Nie wiedziałem co powiedzieć. Tępo wpatrywlaem sie w jego śliczną twarz i zacisnięte pięści. Po jego policzku ściekła samotna łza, a ciało wstrząsnął dreszcz. Nie, tego już za wiele. Złapałem mocno za jego nadgarstek, brutalnie go do siebie przyciagając i wpiłem się w jego usta, obejmując jego roztrzęsione, mokre ciało. Szlafrok zsunął się z jego ramienia, gdy podniósl ręce i wplątał palce w moje włosy. Każdy jego pocałunek mówił, jak długo tego pragnął. Nie chciałem tego przerywać, chociaż powinenem. Na boga gdyby ktoraś ze służących teraz tu weszła. 
   Zachłannie pieścil moje wargi, sprawiając, ze odlatywałem. Na kim on sie tak wyćwiczyl ? Jego place czule bawily sie moimi włosami, łaskocząc moje ramiona. Drgnąłem, czując jego język na górej wardze. Rozwarłem swoje usta, dotykajac go swoim. Czułem pod palcami jego dreszcz, gdy nasze języki się złączyły. Z początku nieśmiało, później coraz mocniej, bawilismy sie nimi. Z lubością drażniłem jego podniebienie zdając sobie sprawę, że tak naprawdę od chwili, kiedy pierwszy raz go ujrzalem, zakochałem się w nim. W jego oczach, włosach , uśmiechu, głosie. Moje dłonie mocniej przywarły do jego drobnego ciała. Uczucie nieopisanej euforii opanowało mnie, już całkowicie zasłaniając zdrowy rozsądek. Oderwałem jego ręce od mojej szyi, podnosząc je do góry i zdejmując rekawy szlafroka, dalej całując. Był coraz bardziej rozgrzany, jego aksamitna skóra płonęła. Nic nie powiedział, gdy przerwalem pocałunek i zszedlem na jego gładką szyję. Zassałem skórę, robiąc dość sporą malinkę i polizałem obojczyki. Z jego płuc wydobyło się pełne pożądania westchnięcie, wymieszane z ulgą. Koncówką języka zataczałem kółka i kółeczka, zjechałem niżej, lekko gryząc jego sutek. Zajęczał, jeszcze bardziej mnie podkręcając. Nie musiałem patrzeć na jego krocze, żeby wiedzieć, w jakim stanie jest jego męskość. Kiedy stracił tą swoją niewinność, cholera. Nie wiedziałem, czy czuć się oszukany, dlatego że mnie okłamywał, czy wręcz przeciwnie biorąc pod uwagę, że robił to tylko dla mojego zainteresowania. 
   Zlizałem konfitury, które pozostały na jego torsie i zszedłem niżej, coraz niżej. Dotarłem do jego podbrzusza, maksymalnie się schylając. Oddech Arisa przyśpieszył, a jego palce zacisnęły się na moich ramionach. Zawachałem się, spoglądajac w jego czerwone tęczówki.
- Po prostu to zrób - powiedział, rumieniąc się jeszcze bardziej. Delikatnie objąłem ustami jego członka, wkładajac w to jak najwięcej uczucia. Z lubością polizałem go po całym trznie, w końcu biorąc do buzi. Liżąc, poruszałem głową w miarowym tempie. Tak słodko jęczał. Zassałem lekko jego czubek czując, że niedługo dojdzie. Gryząc lekko napletek, przejechałem dłonią po wewnętrznej stronie jego gładziutkich ud. Aż trudno uwierzyć, że był chłopcem. Czułem każdy, najmniejszy nawet dreszcz opuszkami palców, które błądziły po jego skórze. W końcu, jego mięśnie sie napięły, a w ustach poczułem smak białej cieczy. Otarłem wargi i spojrzałem na czerwonego małego.
- Prosze, wejdź we mnie- wyjąkał, próbując opanować rozszalały oddech. Westchnąłem, próbując oczyścic swój umysł z tego cholernego pożądania. Nie za bardzo mi to wyszło. Pocałowałem go delikatnie w szyję, a on wział moją dłoń i perwersyjnie patrząc mi w oczy, zassał lekko moje palce, śliniąc. Musnąłem słodkie wargi i obdarowywując ucho i szyje małymi całusami, włożyłem w jego wnętrze jeden palec. On westchnął cicho, jakby z zaskoczenia i mocniej do mnie przywarł. 
- Dziwnie...
- Sam chciałeś - mruknąłem, i poruszając dłonią, włożyłem także drugiego. Zajęczał i zacisnął palce u stóp, owijając nogi wokół mojej talii. Był strasznie ciasny, musiałem poszerzyć jego wejście, żeby nie sprawić mu aż tyle bólu. To wszystko było tak nierelane, że czułem sie jak we śnie. Mogłem dotknąć każde miejsce na jego ciele, tak długo o tym marzyłem. Gładziłem jego bok, poruszajac ręką w regularnym rytmie. 
- Rozluźnij się, zaraz będzie ci dobrze - zamruczałem, szukając czułego miejsca. W końcu chłopak pisnął i odchylił głowę do tyłu, jęcząc. Jest. Wyjąłem palce i nieco niepewnie zsunąłem spodnie. Przysunąłem czubek swojego penisa do jego wejścia, lekko napierając tak, że zniknął we wnętrzu Arisa. Uhh, jak ciasno. 
- Napewno tego chcesz ? - spytałem, patrząc się w załzawione oczy chłopaka.
- Tak ... -wyjąkał. Ponownie naparłem na drobne ciało, wsadzajac mojego członka do połowy. Otarłem łzy z jego policzków i wyjąłem go, powtarzając czynność. Moje pchnięcia były deliktane, pełne czułości. Aris dyszał, próbując nie piszczeć z bólu i z powrotem wpłątał zgrabne palce w moje włosy, lekko je ciągnąć. Było mi tak dobrze, jego ścianki ocierały się o trzon, dzięki czemu moje ciało drżało od dreszczy rozkoszy. Aris sie już przywczaił, z jego oczu przestały cieknąć łzy, a jęki stały się zmysłowe, pełne przyjemności. Przestałem go całować i złapałem jego biodra, lekko je unosząc. Wszedłem głębiej, czując go całym sobą. 
- Neriiiis - wymruczał, kiedy nie wiedząc co zrobić z dłońmi, zarzucił je sobie nad głowę, panicznie próbując drapać gładkie kafle. Jego klatka piersiowa unosiła się, oblizywał co jakiś czas swoje seksownie rozwarte usta. Poruszałem się coraz szybciej, mocniej, czując zaciskające się mieśnie Arisa. Moja męskość była rozpieszczana przez gorące wnętrze małego, rozkosz, którą czułem, była nie do opisania. Żadna dziewczyna nie mogła się z tym równac. Jego wrzaski uniemożliwiały mi myślenie. 
   To nie było wystarczające, nie podobała mi się ta pozycja. Mrucząc, złapałem jego nadgarstki, z łatwością go podnosząc. Wyszedłem z niego i ku zaskoczeniu małego, odwróciłem go , lekko pchając, by oparł się dłońmi o podłogę. Miałem teraz widok na jego wypięte, zaczerwienione pośladki i słodko stojącą, napuchniętą męskość. Znów wsunąłem się w jego wnętrze, słysząc jęki. Naparłem na jego biodra, by dojść głębiej. Aris zadrżał, jego ręce ugięły się i upadł, opierając się teraz o łokcie. Z lubością pocałowałem miejsce między jego łopatkami, poruszając biodrami. Wsadziłem swojego penisa do końca, schyliłem się i ugryzłem lekko jego ucho. Zajęczał głośniej, a strużka jego śliny kapnęła na podłogę. Niegrzeczne odgłosy naszego seksu i dotyk jego skóry jeszcze bardziej mnie nakręcały.
- Jesteś taki słodki - wyszeptałem, łapiąc za jego męskość. Poruszałem dłonią w górę i w dół czując, że i ja niedługo dojdę. Znów zacząłem się poruszać, nieco brutalnie. Fale orgazmu przeszły wdłuż mojego krzyża, rozkosz wypełniła całe moje ciało. Zalałem bielą wnętrze Arisa, dysząc. On zrobił to samo, brudząc nieco swój brzuch i podłogę. Oboje ciężko oddychaliśmy, zbierąjac sie po chwili zatracenia. Odgarnąłem jego włosy i pocałowałem w kark, wychodząc z niego. Po jego udach pociekła moja sperma, przez co zarumieniłem sie porządnie. Aris siadł, spuszczając głowę. Odwrócił się i spojrzał na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Po chwili jednak w jego oczach znow stanęły łzy i objął mnie, przyciągając bliżej.
- Naprawde cię kocham - powiedział, łkając - Nie odrzucaj mnie.
- Nie chce - powiedziałem, głaszcząc go i całując w czoło. - Nabrudziłeś - Aris zaśmiał się, ocierając łzy.


Kocham go całym sercem.
  

4 komentarze:

  1. wiesz Ty co.. Kuro, to jest najlepsze yaoi jakie napisałaś do tej pory. ;o <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kyaaa!! To było takie...Kawaii <3 ^^ Czekam na ciąg dalszy ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Łohohoho ♥ . Jak ja kocham takie historie ♥ .
    Na serio, najlepsze co do tej pory napisałaś, ale pewnie długo tak nie będzie ^w^ .

    OdpowiedzUsuń