piątek, 9 marca 2012

Ohyaoo ~ + Heat ( DeiIta)

A więc, jako że moja niewyczerpalna wena mnie ciągle nachodzi, a nie mam pomysłu i chęci (chwilowo) na kontynuowanie School days yaoi, i mam ochotę wyżyć się z innymi postaciami i sposobem pisania, oto macie one-shot yaoi. Gomene, postaram się jak najszybciej wrócić do tamtego bloga :c Jak zwykle prosze o krytykę.
***




Heat


   Strużki wściekle czerwonej, metalicznej cieczy spływały po mojej klatce piersiowej, sklejając i brudząć długie, jasne włosy. Nienawidze tego. Nigdy nie mogło się obyć bez żadnych ran czy blizn, nigdy. Pierdolone misje i pierdolony Pain. Pierdolony ból i pierdolone upokorzenie. Odwróciłem wzrok, unikając przeszywającego spojrzenia czarnych jak heban tęczówek. Parskając, po raz kolejny brutalnie odtrąciłem jego smukłe palce, próbujące odkleić siatczaną koszulkę od mojej zakrwawionej skóry. Skrzepy nabrały paskudnego, bordowawego koloru. Zirytowany, wykrzywiłem twarz w grymasie niezadowolenia, unosząc wargę i ukazując kły na widok niezwruszonej twarzy Itachiego. To było koszmarnie wkurzające. Jego stoicki spokój i brak jakichkolwiek emocji . Lekceważył wszystko i wszystkich, zawsze tak było. Czyste okrucieństwo i wyrachowanie aż od niego biły, powstrzymując od niepotrzebnych gestów, nie pozwalając chodźby dotknąć jego czarnych włosów, czy też musnąć ust. Egoista. Nieważne jak długo się na niego patrzyłem, jak długo obserwowałem, nigdy nie pozwolił mi się do siebie zbliżyć. 
   Westchnąłem ciężko, z uporem wpatrująć się w jego oczy i próbując przekazać, żeby sie odpierdolił, mimo tego, że tak naprawdę z całego serca pragnąłem jego bliskości. Zero reakcji. Nozdrza Uchihy niebezpiecznie zadrgały, pokazując, że niedługo puszczą mu nerwy i po prostu mnie walnie. Nie chciałem tego, i tak byłem wykończony. Po prostu, z drwiną w oczach, odwróciłem głowę, nie patrząc się na jego twarz. Ale tak bardzo tego chciałem. Te jedyne momenty podczas opatrywania, kiedy mogłem poczuć jego zapach, jego oddech, były niesamowite. Starałem się zapamiętać je jak najdokoładniej - każdą, najdrobniejszą rzęsę, każdy ruch mięśni, blask białych zębów czy też odurzającą, ciężką woń, która ulatniała się przy każdym jego ruchu. Mimowolnie przymknąłem oczy, wdychając lekko piżmowy zapach. Moje palce zacisnęły się bezsilnie na krawędzi stołu, pragnąc poczuć cienki materiał jego koszulki. Syknąłem z bólu, gdy czarnowłosy przeciął materiał, ukazując głębokie cięcie , zaczynające się w okolicy żeber i ciągnące aż do pępka. Itachi westchnął, posyłając mi spojrzenie pełne dezaprobaty. Drgnąłem lekko, zauważając w jego oczach coś jeszcze oprócz zwyczajnego chłodu - jakiś dziwny przebłysk. Czy to gniew, a może coś innego ? Warknął, spuszczając wzrok. Nie lubił, gdy ktoś za długo wpatrywał mu się w oczy. Sięgnął po watkę nasączoną wodą i dosyć delikatnie zaczął przemywać ranę, usuwając z niej zaschnietą krew. Mój brzuch przeszyła fala bólu, a kłykcie wyraźnie się zarysowały, gdy mocno scisnąłem krawędz stołu.
- Kto ci to zrobił ? - spytał chłodno Itachi. Jakby go to interesowało. 
- Nie twój interes - warknąłem, krzywiąc się z bólu, gdy ten w odwecie brutlanie doscinął watę, wgłębiając się w ranę. Świeża porcja krwi zalała mój brzuch, ściekając za spodnie. - Przestań - wysapałem, odruchowo cofając się w tył. Usta czarnowłosego wykrzywiły się w paskudnym uśmiechu, gdy prawie krzycząc z bólu, mocno go odepchnąłem. Pierdolony sukinsyn, czy on nie widzi, jak na mnie działa ? Z rykiem wściekłości odbiłem się od stołu, i nie myśląc, co odpierdalam, złapałem za gardło Uchihy. Pęd uderzenia zwlalił go z nóg, z jękiem uderzył o zimną posadzkę. Zupełnie nad sobą nie panowałem, dałem ujść całej nagromadzonej przez tą jebaną sytuację agresji. Siadając na nim okrakiem, zacisnąłem palce wokół jego szyi. Jego egoizm. Mocniej. Zimny wzrok. Mocniej. Chłód. Jeszcze mocniej. Z moich płuc wydobyło się głuche warknięcie. Zamknąłem oczy, nie chcąc patrzeć w jego piękne, hebanowe tęczówki. Tak zimne. Tak okrutne. Nie zważałem na ból, nieustannie rwący moje myśli. Ciało Uchihy poruszyło się niespokojnie, jednak nic pozatym - Itachi powoli się dusił, czułem to. Czemu nie reagował ? Czemu po prostu nie wstał i mnie nie skopał ? Pojebany psychopata. Mój umysl był kompletnie zaślepiony przez gniew. Czułem go każdą komórką swojego ciała, z dziką przyjemnością czując gardło czarnowłosego pod palcami. Nawet nie wiem, kiedy zacząłem wpatrywać sie w jego piękną, spokojną twarz. W miarę patrzenia się na niego, mój uścisk lżał, a dłonie, zamiast zaciskać się, lekko muskały jego skórę. W ręce wbijał mi się jego dziwaczny naszyjnik, a on patrzył mi się prosto w oczy. Przenikliwie, bez cienia złości. Lewa ręka leżała nad jego głową, wplątując się w czarne komsyki lśniących, długich włosów a blade, lekko spierzchnięte usta były lekko rozwarte. Oparty był o lewy policzek, nie poruszał się. Tylko jego oczy, te cholerne czarne oczy spoglądały na mnie z domieszką tego dziwnego czegoś. Nie złościł się, nie darł , nie bił - po prostu patrzył. 
   Moje ręce ugięły się pod ciężarem  wyczepranego ciała, nie majac siły na cokolwiek, runąłem bezwładnie na jego klatke piersiową. Poziom adrenaliny drastycznie spadł, uwrażliwiając mój mózg na sygnały bólu i paniczne wołanie o odpoczynek. Co sie dzieje ? Oparłem policzek na unoszącej się klatce piersiowej czarnowłosego, mając głęboko w dupie to ,czy jest mu ciężko czy nie. Jego koszulka przesiąkała moją krwią, której zresztą z każdą sekundą było coraz mniej. Nie wiedząc, co zrobić, tępo wpatrywałem się w podłogę. Chłód kafli przyjemnie chłodził moją skórę, gdy z lubością cieszyłem się bliskością Itachiego. Bicie jego serca działało na mnie uspokajająco, jego równy oddech także. Heh, co ja narobiłem ? Przecież on mnie zwyczajnie zabije. Czarnowłosy zaczął się lekko podnosić, a z każdym jego ruchem ból przeszywał mnie coraz dotkliwiej. Doprawdy, rany są strasznie kłopotliwe. Sprawiają, że jestem zdany na jego łaskę. Przymknąłem oczy i uśmiechanąłem się, ciesząc się ostatnimi chwilami na jego ciele i przygotowując się na brutalne zepchnięcie. Nic takiego się jednka nie stało. Zdziwiony poczułem ciepłe dłonie Itachiego na plecach, gdy ten przytrzymał mnie na swojej klatce piersiowej. Czy to wogóle możliwe ? Dlaczego nie jest wobec mnie skurwielem, jak zwykle ? Dlaczego nie odepchnie mnie, nie zrani ? 
- Jesteś idiotą, jeszcze trochę krwi i stracisz przytomnosć - powiedział Uchiha, tak spokojnie, jakby nic sie nie działo. Jakbym nadal siedział na tym pierdolonym stole. Jego mięśnie drgnęły, a ja poczułem jego ciepły oddech na szyi. Nagle dziko odtrącił moje włosy nosem, łapczywie dotykając wargami skórę. Dziwnie. Zaciągnął się, wdychając mój zapach, a jego paznokcie wbiły się w moje plecy. Końcówką języka nieśmiało dotnął płatka ucha i przyciągnął mnie bliżej. Zachowywał się jak dzikie zwierze, które w końcu dostało upragniony kawałek mięsa. Westchnął, zły na siebie, jakby uległ jakiejś dawno skrywanej pokusie. Przestał mnie dotykać i z jakimś nieodgadnionym wyrazem twarzy odsunął się.
- Musimy to opatrzyć - mruknął, spychając mnie z siebie. Zsunąłem się na kafle, zostawiając za sobą przeciągły ślad krwi i wpatrywałem się w niego z niedowierzaniem. Itachi podszedł do szafki i wyciągnął pojemnik z igłami i nićmi. Szukając potrzebnych rzeczy, spoglądnął na mnie przez ramię, patrząc mi głęboko w oczy. Wtedy zrozumiałem, czym było to tajemnicze coś - był to żar. Żar pożądania. 

3 komentarze:

  1. uuu, uwielbiam takie klimaty. ^^ czekam z niecierpliwością na więcej. piszesz niesamowicie, ale pewnie inni już Ci to uświadomili. ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham Cię, senpai ~ ♥
    I Domo Arigatou, że to piszesz. :3
    + Chyba nie muszę mówić, że jesteś prze-genialna i błagam o neksta, ne?

    OdpowiedzUsuń
  3. Pisz, pisz i jeszcze raz pisz ! Tosz to świetne :D

    OdpowiedzUsuń