środa, 14 marca 2012

Shy love

Taka tam, miła historyjka. Nieco ostrzej będzie w KidxSoul, także z góry gomene. Czemu mam wrażenie że tak słabo wyszło ? >-<
***
Shy love



   Wszystko zaczęło sie, gdy miałem 9 lat. Stało się coś, czego wszyscy obawiali się od dawna - wojna na północy została przegrana przez sojusznicze siły, orkowie rozpoczęli swój morderczy marsz na południe niszcząc, paląc i zabijając. Całe Azeroth ginęło w odmętach płomieni, które pochłaniały piękne, prastare lasy, tysiące zwierząt i ludzi. Nikt nie mógł tego zatrzymać. Te ohydne, brutalne stwory nie cofały się przed niczym. Wynaturzone, potężne i niszczycielskie. W krótkim czasie opanowali większość ziem, nie oszczędzajac mieszkańców. Doskonale się bawiąc, rozpruwali niemowlęta, brali "ciekawe" dzieci do niewoli i mordowali ich rodziców. W ciągu miesiąca Azeroth zamieniłlo się w ruiny pięknej cywilizacji, która niegdyś tam kwitnęła. Zrujnowane miasta, zanieczyszczone, niegdyś krystaliczne rzeki i jezior, wszechogarniający smród krwi, siarki i rozkładających się ciał. Byłem szczeniakiem, to było jak jeden wielki koszmar. Na moich oczach ork wymordował mi rodzinę. Nazywał się Gerethor, był uwielbiany przez niedoświadczonych młodzików. Nosił uroczy naszyjnik z ludzkich dłoni, szczycą się liczbą ofiar na koncie i długim, zakrzywionym tasakiem, wiecznie oblepionym czerwoną, metaliczna cieczą. To jest wręcz śmieszne, ale swoje życie zawdzięczam kolorowi swoich włosów, które wybitnie się mu spodobały. Stwierdził, że nie opłaca się mu mnie zabijać, bo ich czerwony kolor może się sprzedać. Posłał mnie w długą tułaczkę ku wschodowi, do Guarien. Było to królestwo neutralne, gdzie na granicach kwitł czarny handel. Podczas katorgicznej podróży, znęcali się nademną, tak samo jak na reszcie porwanych dzieci. Nie wiedziałem czy cieszyć się, czy płakać. Myśl o niepewnym jutrze zamęczała mnie, tak samo jak widok głowy mojej matki zatkniętej na drewnianym palu. Gdy w końcu dotarliśmy "Kraju Wiatrów", zostałem sprzedany. Wykończony, nie wiedziałem nawet, co sie wokół mnie dzieje. W dniu oddania, dostałem pamiątkę po jednym z orków - podłużną bliznę idącą prostopadle do prawego oka. Na szczęście nic się z nim nie stało, cięcie nie dotarło zbyt głęboko. Od tamtej pory byłem przekazywany z rąk do rąk, otumaniony, często upijany byłem transportowany z jednego miasta do drugiego w ciasnej, metalowej klatce. W końcu, w stolicy, wystawiono mnie na targu niewolników. Szczerze, nie myślałem, ze przeżyje ten koszmar, a tym bardziej, że ten dzień odemieni całe moje życie. Było mi już wszystko jedno, serio. Siedziałem jak jakiś debil na stołku, ze spuszczoną głową, próbując opanować łzy, gdy ludzie obmacywali mnie, szacujac ilość sił, patrzyli na zęby, włosy. Jasne słońce ogrzewało moje posiniaczone, słabe ciało, gdy w końcu nagle zrobiło się cicho. Ktoś krzyknął " rozejsć się, król przybył !". Coś zasłoniło wyniszczające promienie. Był to sam władca Guarien. Wyglądał jak ... jak bóg w oczach kogoś tak mało znaczącego jak ja. Piękne, kolorowe szaty, mądra, przystojna twarz i surowe oczy. Na rękach trzymał małego brzdąca, który patrzył sie na mnie wielkimi , ślicznymi czerwonymi oczami. Jego usteczka rozwarły się, zarumieniony pokazał na mnie palcem. Już wtedy ten mały był taki ... inny. Urzekł mnie, mnie, który przeżył piekło. Był jak promyk nadziei w koszmarze mojego obecnego życia.  Jego ojciec zawołał jakiegoś grubego mężczyznę, rozmawiając z nim. Zemdlałem. 
   Dobrze się mną zajęto. Rozchichotane służki pałacowe umyły mnie i ubrały, wciskajac ogromne ilości jedzenia. To wszystko, to było zbyt dużo. Pałac, wielki, rozległy ogród, król. Parę dni temu dusiłem się w klatce ,dostając łyk wody na parę godzin. Teraz czułem się całkiem bezpiecznie, wszyscy byli ... mili. Wspomnienia , bolesne zresztą, zaczęły się powoli zamazywać. Szybko się okazało, że miałem być osobistym służącym księcia, który skończył właśnie 4 lata. Nasze drugie spotkanie byo conajmniej dziwne. Mały książę nie przejmował się tym, kim jestem, i na dzień dobry się do mnie przyssał. Zauroczone sprzątaczki wymamrotały coś o zajmowaniu się nim i zostawiły mnie z dzieckiem na szyi. Nigdy nie przypuszczałem, że ten dzieciak, którego tak mocno trzymałem, bojąc się upuścic, w przyszłosci stanie sie całym moim swiatem. 


- NERIS ! - usłyszałem wesoły krzyk, czując miły ciężar. Ręce drobnego chłopaka objęły mój tors, gdy wskoczył mi na plecy i śmiejąc się wesoło, przytulił się. Nieco zaskoczony, upuściłem niesiony właśnie kosz pełem słodkich, pomarańczowych owoców, które dotarły właśnie do pałacu pod śmieszną nazwą "Imboo".
- No i co zrobiłeś, mały ? - spytałem z uśmiechem, schylając się i podnosząc upuszczone rzeczy. Jako ,że białowsłosy był leciutki, nie miałem z tym większych problemów. Uwielbiał tak na mnie skakać z nienacka, rozpieszczone, małe stworzenie. Jego dłonie zsunęły się lekko, a wielki, przeszklony korytarz wypełnij się echem jego nagich stóp uderzających o krystaliczne, czarno - białe kafle.
- Idziesz do kuchni ? - zaszedł mi drogę, szczerząc swoje białe ząbki. Sięgał mi do brody, więc musiał zadzierać głowę, żeby spojrzeć mi w oczy.
- Tak, zaraz do ciebie przyjdę, jeśli chcesz przyniosę troche konfitur, ale najpierw sio do wanny- oczy małego zaświeciły się na dźwiek wymienionej słodkości. Ochoczo pokiwał głową, potrzasając niesfornymi, białymi kosmykami, które za nic nie dały się ujarzmić przez wszelkiego rodzaju grzebienie. Westchnąłem, czochrając go. Spędzałem z nim każdy dzień już 13 lat, pomagając w kąpieli, bawiąc się, karmiąc, ubierając. Byłem jedyną bliską mu osoba w tym wielkim, pustym zamku. Ojca widział parę razy na miesiąc, nie wiedział o nim praktycznie nic. Obróciłem się przez ramię, z uśmiechem patrząc, jak biegnie przez hal. Miał już 17 lat, a nadal zachwywał się tak beztrosko, mimo że wiedział, jak okrutny bywa świat. Ten śliczny uśmiech, na ktorego widok tak szybko biło mi serce, nie schodził mu z pyszczka. Aż za bardzo zdawałem sobie sprawę, że znaczył dla mnie bardzo wiele, wręcz za dużo. Byłem gotowy oddać za niego zycie. Gdy zniknął za zakrętem do swojej komnaty, pozbierałem rozsypane owoce i zaniosłem je do kuchni, wracając się. Po drodze jeszcze zwinąłem słoik jego ulubionych konfitur, uciekając przed rozwścieczoną kucharką. Wpadłem do pokoju, chowając się za drzwiami, żeby kobieta dziko wymachująca chochlą nie trafiła nią w miejsce docelowe. Gdy przebiegła, cicho udałem się do łazienki. Było to dość duże, okrągłe pomieszczenie z wanną pośrodku, wyłożone kremowymi kafelkami. Ściany były koloru zielonego, drewniane , z białymi paskami tuż przy wysokich oknach, przez które mały uwielbiał się patrzeć. Aris siedział w ciepłej wodzie, z zaciekawieniem patrząc na mnie. Z uśmiechem pokazałem mu słoik, kładąc go na jedną z szafek. Podszedłem do wanny i kucnąłem, odgraniając mu włosy za ucho. Byliśmy na tyle blisko, że takie gesty nie robiły na nim wrażenia. Nie czuliśmy krępacji, to było u nas normalne. Przytulanie, całusy w policzek, czułe gesty. Wiedzialem, że to JUŻ nie jest w porządku, w końcu obaj byliśmy dorośli, ale nie miałem serca tego ukracać. Kochałem te małe gesty, jego bliskość. Czerwone tęczówki bez zażenowania wpatrywały sie we mnie. Nagle poczułem coś mokrego na nosie. Parskając, strąciłem sporą dawkę piany. 
 -Ariiiis - mruknąłem, z uśmiechem chlapiąc go wodą. Oparłem się wygodnie o brzeg wanny, a kosmyki moich długich, czerwonych włosów zamoczyły się w pachnącej wodzie. Jak zwykle zaczęliśmy rozmawiać, o wszystkim i o niczym. O jego nauczycielce, o cyckach nowej służącej, o wojnie i o jego ojcu. Czasami myślałem, ze nie wytrzymam więcej. Że po prostu pewnego dnia go pocałuje, dając upust wszystkim nagromadzonym emocjom, wiedzialem jednak, ze to tylko kiepska wymówka. To by było złe. Zraniłbym go, a to jest ostatnie, czego chce. Nie możesz nawet tak myśleć, na Boga, Neris, jesteś tylko slużącym młodego księcia. W końcu chłopak wstał, chlapiąc wszystko dookoła. Odwróciłem wzrok, jak zwykle, dostrzegłem tylko krople wody wędrujące po jego ramieniu. Słyszałem , jak sięga po lawendowy szlafrok z zielonymi zdobieniami i gładko wsuwa go na siebie, wychodząc z wanny. Nie wstydziłem się go ,wiele razy widywalem go nago, ale chcialem, zeby zachował swoją prywatność, o ile w jego świecie jakaś istniała. Aris podreptał szybko do półki, zdejmując słoik i szybko odkręcił nakretkę, niedbale rzucając ją na recznik lezacy na podłodze. Zanużył palec we wściekle malinowym przecierze i z lubością wsadził go sobie do buzi. Cholera, taki słodki. Wiem, że nie powinenem tak myśleć, ale jego ciało doprowadzało mnie do szalenśtwa. Jego seksowne gesty, z ktorych nawet nie zdawał sobie sprawy, z pewnoscią wyprowadzaly mnie z rownowagi. Popatrzył na mnie zaczepnie, oblizując wargi. Ubrudził się na brodzie, a strużka słodkosci wyladowała także na jego klatce piersiowej, ozdobionej okrągłym tautażem z zawijasem w środku - znakiem jego pochodzenia. Na trochę jego bliskości mogę sobie pozwolić, prawda ?
 Z uśmiechem wstałem z podłogi i rzuciłem się na niego. Ups, trochę za mocno. Chłopak poślizgnął się i upadł, lądujac na ręczniku i nie przestając chichotać. Nie mogłem przestać sie szczerzyć. Oparłem się rękoma po obu stronach jego ciała , pochylając się. On wiedząc co sie święci ( miał straszne łaskotki), naparł na mnie lekko lewą nogą, drugą zakładajac na moje ramię. Szlafrok rozwiązał się, ukazujac jego nagi brzuch.  Już miałem zacząć go łaskotać, gdy nagle jego twarz zupełnie zmieniła wyraz. Jego usta lekko się rozwarły, a duże, czerwone oczy zaczely sie we mnie intensywnie wpatrywać. Przewiercały mnie na wylot, zaglądajać w najgłębsze zakątki duszy. Zaskoczony posłałem mu pytające spojrzenie, na co ten tylko się usmiechnął łagodnie, jakoś inaczej niż zwykle. Pogładzil wierzchem dłoni mój policzek , szepcząc :
- Kocham cię. 
   Nie moglem uwierzyć w to, co właśnie usłyszalem. Na mojej twarzy musiało sie malować ogromne zaskoczenie, bo mały nagle posmutniał. Spuścił wzrok, tracąc cała wesołość. - Powiedziałem coś nie tak ... ?
- Nie, ale wiesz, że to bardzo mocne słowa ?
- Wiem , ale nie wyobrażam sobie, żebym mógł to powiedzieć  komuś innemu - Co czułem ? Szczęście  ? Strach ? A może gniew, ze do tego doprowadziłem ? Do czegoś tak zakazanego, a jednak upragnionego ? Patrzyłem na jego zatroskaną twarz, nie wiedząc, co zrobic. Nagle podniósł sie gwałtownie, całując mnie. Jego ciepłe, miękkie wargi gładko prześlizgnęly sie przez moje usta, zostwiając uczucie niedosytu i słodki posmak malin. Opadł z powrotem, z niepokojem patrząc na moją reakcje. To nie powinno sie zdarzyć, nie powinno sie dziać. Ale ... dlaczego to jest takie przyjemne ? Z westchnięciem usiadłem, patrząc się na niego. Zdjął nogę z mojego ramienia, przyjemnie ocierając się o moją skórę i podniósł się do pozycji siedzącej, patrząc mi głęboko w oczy. Miałem dziwne wrażenie, ze umie z nich wyczytać co tylko chce. 
- Nie chcesz mnie - bardziej stwierdził niz spytał, ocierając brodę z malin.
- Aris, ja ...
- Po prostu mnie nie chcesz. Wolisz dziewczyny, rozumiem. - w jego głosie dało się usłyszeć niespotykaną dojrzałość. Coś się w nim zmienilo, nie patrzylo na mnie dziecko, ale dojrzały chłopak.
- Kiedy ty... - wyjąkałem, nie do końca rozumiejąc, co się stało.
- Zawsze. Po prostu myślałem, ze wolisz, jak udaje dziecko, o które musisz sie troszczyć. Tylko tak moglem zdobyc twoją uwagę  - powiedzial, lekko sie rumieniąc, i odwracając wzrok.- Przepraszam.
 Nie wiedziałem co powiedzieć. Tępo wpatrywlaem sie w jego śliczną twarz i zacisnięte pięści. Po jego policzku ściekła samotna łza, a ciało wstrząsnął dreszcz. Nie, tego już za wiele. Złapałem mocno za jego nadgarstek, brutalnie go do siebie przyciagając i wpiłem się w jego usta, obejmując jego roztrzęsione, mokre ciało. Szlafrok zsunął się z jego ramienia, gdy podniósl ręce i wplątał palce w moje włosy. Każdy jego pocałunek mówił, jak długo tego pragnął. Nie chciałem tego przerywać, chociaż powinenem. Na boga gdyby ktoraś ze służących teraz tu weszła. 
   Zachłannie pieścil moje wargi, sprawiając, ze odlatywałem. Na kim on sie tak wyćwiczyl ? Jego place czule bawily sie moimi włosami, łaskocząc moje ramiona. Drgnąłem, czując jego język na górej wardze. Rozwarłem swoje usta, dotykajac go swoim. Czułem pod palcami jego dreszcz, gdy nasze języki się złączyły. Z początku nieśmiało, później coraz mocniej, bawilismy sie nimi. Z lubością drażniłem jego podniebienie zdając sobie sprawę, że tak naprawdę od chwili, kiedy pierwszy raz go ujrzalem, zakochałem się w nim. W jego oczach, włosach , uśmiechu, głosie. Moje dłonie mocniej przywarły do jego drobnego ciała. Uczucie nieopisanej euforii opanowało mnie, już całkowicie zasłaniając zdrowy rozsądek. Oderwałem jego ręce od mojej szyi, podnosząc je do góry i zdejmując rekawy szlafroka, dalej całując. Był coraz bardziej rozgrzany, jego aksamitna skóra płonęła. Nic nie powiedział, gdy przerwalem pocałunek i zszedlem na jego gładką szyję. Zassałem skórę, robiąc dość sporą malinkę i polizałem obojczyki. Z jego płuc wydobyło się pełne pożądania westchnięcie, wymieszane z ulgą. Koncówką języka zataczałem kółka i kółeczka, zjechałem niżej, lekko gryząc jego sutek. Zajęczał, jeszcze bardziej mnie podkręcając. Nie musiałem patrzeć na jego krocze, żeby wiedzieć, w jakim stanie jest jego męskość. Kiedy stracił tą swoją niewinność, cholera. Nie wiedziałem, czy czuć się oszukany, dlatego że mnie okłamywał, czy wręcz przeciwnie biorąc pod uwagę, że robił to tylko dla mojego zainteresowania. 
   Zlizałem konfitury, które pozostały na jego torsie i zszedłem niżej, coraz niżej. Dotarłem do jego podbrzusza, maksymalnie się schylając. Oddech Arisa przyśpieszył, a jego palce zacisnęły się na moich ramionach. Zawachałem się, spoglądajac w jego czerwone tęczówki.
- Po prostu to zrób - powiedział, rumieniąc się jeszcze bardziej. Delikatnie objąłem ustami jego członka, wkładajac w to jak najwięcej uczucia. Z lubością polizałem go po całym trznie, w końcu biorąc do buzi. Liżąc, poruszałem głową w miarowym tempie. Tak słodko jęczał. Zassałem lekko jego czubek czując, że niedługo dojdzie. Gryząc lekko napletek, przejechałem dłonią po wewnętrznej stronie jego gładziutkich ud. Aż trudno uwierzyć, że był chłopcem. Czułem każdy, najmniejszy nawet dreszcz opuszkami palców, które błądziły po jego skórze. W końcu, jego mięśnie sie napięły, a w ustach poczułem smak białej cieczy. Otarłem wargi i spojrzałem na czerwonego małego.
- Prosze, wejdź we mnie- wyjąkał, próbując opanować rozszalały oddech. Westchnąłem, próbując oczyścic swój umysł z tego cholernego pożądania. Nie za bardzo mi to wyszło. Pocałowałem go delikatnie w szyję, a on wział moją dłoń i perwersyjnie patrząc mi w oczy, zassał lekko moje palce, śliniąc. Musnąłem słodkie wargi i obdarowywując ucho i szyje małymi całusami, włożyłem w jego wnętrze jeden palec. On westchnął cicho, jakby z zaskoczenia i mocniej do mnie przywarł. 
- Dziwnie...
- Sam chciałeś - mruknąłem, i poruszając dłonią, włożyłem także drugiego. Zajęczał i zacisnął palce u stóp, owijając nogi wokół mojej talii. Był strasznie ciasny, musiałem poszerzyć jego wejście, żeby nie sprawić mu aż tyle bólu. To wszystko było tak nierelane, że czułem sie jak we śnie. Mogłem dotknąć każde miejsce na jego ciele, tak długo o tym marzyłem. Gładziłem jego bok, poruszajac ręką w regularnym rytmie. 
- Rozluźnij się, zaraz będzie ci dobrze - zamruczałem, szukając czułego miejsca. W końcu chłopak pisnął i odchylił głowę do tyłu, jęcząc. Jest. Wyjąłem palce i nieco niepewnie zsunąłem spodnie. Przysunąłem czubek swojego penisa do jego wejścia, lekko napierając tak, że zniknął we wnętrzu Arisa. Uhh, jak ciasno. 
- Napewno tego chcesz ? - spytałem, patrząc się w załzawione oczy chłopaka.
- Tak ... -wyjąkał. Ponownie naparłem na drobne ciało, wsadzajac mojego członka do połowy. Otarłem łzy z jego policzków i wyjąłem go, powtarzając czynność. Moje pchnięcia były deliktane, pełne czułości. Aris dyszał, próbując nie piszczeć z bólu i z powrotem wpłątał zgrabne palce w moje włosy, lekko je ciągnąć. Było mi tak dobrze, jego ścianki ocierały się o trzon, dzięki czemu moje ciało drżało od dreszczy rozkoszy. Aris sie już przywczaił, z jego oczu przestały cieknąć łzy, a jęki stały się zmysłowe, pełne przyjemności. Przestałem go całować i złapałem jego biodra, lekko je unosząc. Wszedłem głębiej, czując go całym sobą. 
- Neriiiis - wymruczał, kiedy nie wiedząc co zrobić z dłońmi, zarzucił je sobie nad głowę, panicznie próbując drapać gładkie kafle. Jego klatka piersiowa unosiła się, oblizywał co jakiś czas swoje seksownie rozwarte usta. Poruszałem się coraz szybciej, mocniej, czując zaciskające się mieśnie Arisa. Moja męskość była rozpieszczana przez gorące wnętrze małego, rozkosz, którą czułem, była nie do opisania. Żadna dziewczyna nie mogła się z tym równac. Jego wrzaski uniemożliwiały mi myślenie. 
   To nie było wystarczające, nie podobała mi się ta pozycja. Mrucząc, złapałem jego nadgarstki, z łatwością go podnosząc. Wyszedłem z niego i ku zaskoczeniu małego, odwróciłem go , lekko pchając, by oparł się dłońmi o podłogę. Miałem teraz widok na jego wypięte, zaczerwienione pośladki i słodko stojącą, napuchniętą męskość. Znów wsunąłem się w jego wnętrze, słysząc jęki. Naparłem na jego biodra, by dojść głębiej. Aris zadrżał, jego ręce ugięły się i upadł, opierając się teraz o łokcie. Z lubością pocałowałem miejsce między jego łopatkami, poruszając biodrami. Wsadziłem swojego penisa do końca, schyliłem się i ugryzłem lekko jego ucho. Zajęczał głośniej, a strużka jego śliny kapnęła na podłogę. Niegrzeczne odgłosy naszego seksu i dotyk jego skóry jeszcze bardziej mnie nakręcały.
- Jesteś taki słodki - wyszeptałem, łapiąc za jego męskość. Poruszałem dłonią w górę i w dół czując, że i ja niedługo dojdę. Znów zacząłem się poruszać, nieco brutalnie. Fale orgazmu przeszły wdłuż mojego krzyża, rozkosz wypełniła całe moje ciało. Zalałem bielą wnętrze Arisa, dysząc. On zrobił to samo, brudząc nieco swój brzuch i podłogę. Oboje ciężko oddychaliśmy, zbierąjac sie po chwili zatracenia. Odgarnąłem jego włosy i pocałowałem w kark, wychodząc z niego. Po jego udach pociekła moja sperma, przez co zarumieniłem sie porządnie. Aris siadł, spuszczając głowę. Odwrócił się i spojrzał na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Po chwili jednak w jego oczach znow stanęły łzy i objął mnie, przyciągając bliżej.
- Naprawde cię kocham - powiedział, łkając - Nie odrzucaj mnie.
- Nie chce - powiedziałem, głaszcząc go i całując w czoło. - Nabrudziłeś - Aris zaśmiał się, ocierając łzy.


Kocham go całym sercem.
  

niedziela, 11 marca 2012

Heat III (ItaDei)

Oficjalnie kocham cały fandom <3 Żeby nie było, zmiana narracji, teraz będzie em mówił Itachi >D
***


Heat III



  Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy szukając sake, znalazłem tylko puste, gliniane dzbanki. W tym miesiącu ogranizacja była pusta, nawet Pain miał parę spraw do załatwienia więc wybór winnego był oczywisty. Miałem straszną ochotę siłą zawlec go do łóżka i byłem do tego zdolny, ale jaki to miało sens ? Tylko by mnie znienawidził. Jeszcze bardziej ... Przez zbyt długi czas poniżałem go, ukrywając pożądanie. Teraz, gdy nie mogłem się opanować i ... zrobiłem to co zrobiłem, chyba nie ma sensu się z tym kryć. Cholerny blondynek zawrócił mi w głowie. Nadpobudliwe, nierozważne i ciągle wpadające w kłopoty głupie stworzenie. Westchnąłem cicho, wychodząc z kuchni. Idąc ciemnym, zimnym korytarzem zatrzymałem się przy drzwiach do pokoju Deidary. Powinienem być bardziej rozważny, było najpierw mu opatrzyć tą ranę, a potem się do niego dobierać. Teraz lata gdzieś półnagi po organizacji, zakażając cięcie. Chwyciłem za srebrną klamkę i pociągnąłem ją w dół, kopnięciem uchylając drzwi. Pusto. Dolna powieka niebezpiecznie zadrgała. Co za idiota. Lekko zakrwawiony bandaż nadal leżał w miejscu, w którym go rzuciłem, niedbale położony płaszcz w czerwone chmurki zwisał z krzesła, a te jego dziwne narzędzia i materiały walały się po zagraconym biurku. Człowiek chaos. Zamknąłem drzwi i ruszyłem do mojego pokoju. Nie miałem zielonego pojęcia, gdzie ten kretyn się szwędał, więc postanowiłem poczekać, aż sam przyjdzie.
  Przerzuciłem włosy na lewe ramię i wszedłem do swojego pokoju. Bez wszystkich było tu zdecydowanie za spokojnie. Podszedłem do szafki z lekami i przygotowałem potrzebną do szybkiego gojenia maść. Naprawdę ciężko było mi udawać skurwiela, cały czas sprawiać mu ból, kopać, znęcać się. Może to przez to ,że zwyczajnie nie umiem okazywać uczuć ? Wolałem, by mnie znienawidział. To było prostsze. Uśmiechnąłem się na samą myśl o niebieskookim. Znamy sie tak długo, a ja nigdy nie miałem odwagi pokazać mu, jak bardzo go uwielbiam.
- Itachiiiii - do pokoju wtoczył się obiekt moich rozmyślań ze ślicznymi rumieńcami na polikach. Tak, jak myślałem, rana zaczęła się jadzić. Popatrzyłem na niego z rozbawieniem - po alkoholu był wybitnie szczery, powinno być ciekawie. 
- Czego chcesz ?
- BOOOLI - krzyknął z miną rozwrzeszczanego pięcioletniego dziecka, wskazując na swój brzuch. ... Co za szczeniak. Fazy, jakie ma po sake, mogą przejść do historii, naprawdę. Deidara nadął policzki i zrobił słodką minkę, wzrokiem ponaglając moje ruchy. Zityrowany, powoli podszedłem do niego i szybkim ruchem chwyciłem w pół, przerzucając go sobie przez ramię. Gdy był spity, nie było go sensu o coś prosić. Heh, ogólnie nie był zbyt posłuszny. Poczułem jego palce boleśnie wbijające się w moją skórę, gdy niezadowolony zaczął jęczęć, żebym go puścił. 
- Uspokój się - mruknąłem, poprawiając chwyt. Jak na dorosłego mężczyznę był w miarę lekki, więc nie miałem jakiś specjalnych problemów z przeniesieniem go. Chwyciłem maść i parę bandaży, wychodząc z pokoju i udałem się do pomieszczenia z kozetką. Z westchnęciem położyłem wierzgającego, marudnego blondyna na materacu i przysunąłem sobie taboret. Jasne włosy chłopaka były rozrzucone na niebieskim materiale, zgrabne, lekko umięśnione ciało poruszało się niespokojnie, nogi zwisały bezwładnie a na jego twarzy widniał szeroki usmiech. Jego wrok diametralnie się zmienił, tęczówki zaszły mgłą. Oh, teraz pora na fazę "love".
- Itachiii - zamruczał, podnosząc ręce nad głowę i zaciskając palce na kozetce. Moja dłoń z dezaprobatą powędrowała do czoła. Dei właśnie wystawiał moją cierpliwość na wielką próbę, a ja nie miałem pojęcia, czy wytrwam. Wygądał tak słodko, że miałem ochotę się na niego rzucić. Ale, czemu nie ? Pewnie nawet nie będzie tego pamiętał. Oblizałem wargi, wspominając słodki smak jego ust. Nie , nie mogę tego zrobić, to byłoby nie w porządku. Próbowałem odwrócić wzrok, ale kiedy wygiął sie lekko, mrucząc " Uchihaaa" po prostu nie wytrzymałem. Wszystkie hamulce mi puściły, bezwiednie opadłem na niego, całując, ku wyraźnej aprobacie. Nie myślałem o konsekwencjach, liczył się tylko on. Jesteś taki słaby Itachi, wystarczy parę gestów i wariujesz. Deidara pisnął wesoło, gdy z uśmiechem polizałem jego ucho. Na boga, co ja wyprawiam. Przywarłem do niego, przycisakjąc go mocno do materaca. Jego słodki, owocowy zapach uderzył mi do głowy, dosłownie. Było tak, jak poprzednim razem - uległem swojemu pożądaniu. Z coraz większym zapałem całowałem jego szyję, schodzą na sutki.  Sprawiało mi to dziką przyjemność, jego drżenie, jęki, smak, zapach, wszystko. Nie musiałem się nawet męczyć z koszulką. Omijając ranę, zjechałem końcówką języka niżej, obserwujac chichoczącego blondyna.
- Łaskocze - wyjąkał, wplątujac palce w moje włosy. Mruknąłem z zadowoleniem, odpinając zębami jego rozporek. Taak, teraz już nie ma odwrotu. Szybkim ruchem zdjąłem spodnie, opierajac się na łokciach i liżąc czubek męskości Deidary. Ten słodko zaskomplał cicho. Uśmiechnąłem się i przejechałem językiem po całym trzonie, zatrzymujac się na napletku i lekko go gryząc. Po chwili penis gładko wjechał do mojego gardła, a ja drażniłem go na wszelkie możliwe sposoby. Ssałem, lizałem, gryzłem. Blondyn był u granic, wystrzelił w końcu w moje usta, a ja połknąłem jego słodkie nasienie. Podsunąłem się, całujac jego pełne usta i pośliniłem dwa palce, bez żadnych ceregieli wkłądając je w ciepłe wnętrze chłopaka. Wygiął się, jęcząc . Zamruczałem zadowolony, całujac jego obojczyki.      
   Alkohol wyswobodził Deidare z wszelkich hamulców, nie przybrał żadnej maski, w jego oczach bylo tylko pożądanie. Moja dłoń poruszała się w regularnym rytmie, a jego ciało drżało, prosząc o więcej. W moich spodniach robiło się coraz ciasniej, kurwa. Wyjąłem palce i rozpiąłem swój rozporek, uwalniajac swojego członka. Pragnąłem go, juz, teraz. Wszedłem niego brutalnie, mrucząć. Zachłysnał się swoją sliną, przeciągle jęcząc i ciągnąc moje włosy. Tak dobrze. Poruszałem się , z lubością czując jego ciasne wnętrze oplatajacego mojego penisa. Przysunąłem go bliżej, łąpiac za biodra, by móc wejśc głębiej. Jego nogi zacisnęły się szczelnie wokół mnie, nie pozwlajaąc odsunąć się chodzby na milimetr. Wyplątał ręce z moich włosów, znow zaciskając je nad głową. Miałem piękny widok na jego naprężone, giętkie ciało, wyginające sie w falach rozkoszy. Gładziłem palcami jego brzuch, co jakiś czas dociskając biodra do mojego ciała. Jego męskość słodko stała, zaczerwieniona, a jasne, lśniące włosy w nieładzie wpadały mu do rozwartych ust. Z jego płuc wydobywały się jęki przyjemnosći, co jeszcze bardziej mnie nakręcało. Schyliłem się i ssąc jego sutki, przyspieszyłem rytm pchnięć. Były mocne i pełne, tak, jak lubię. Mrucząc, podniosłem się i odchyliłem głowę oraz zamknąłem powieki.  Rozkosz zaćmiła mój umysł, myslenie bylo zbędne. Ważna była ta chwila i rozdygotane ciało podemną. Ciało tego, którego kochałem. Zaraz, co ? 
   Warknąłem, przeklinajac swoje myśli. Przestałem poruszać się w gorącym wnętrzu Deidary, i oparłem się po obu stronach jego ciała, patrząc się przenikliwie w jego niebieskie, śliczne oczy. Spojrzał na mnie zaskoczony, dysząc ciężko. Nie mogąc znieść uczucia, które ogarnęło moje serce na widok jego zarumienionej twarzy, pocałowałem go mocno. Oderwałem się od jego warg i przytuliłem, ciesząc się dotykiem jego miękkiej skóry.
- Kocham cię - szepnął, gładząc moje plecy. Z mętlikiem w głowie, powróciłem do zaspokajania mojej, ale także i jego potrzeby.


Siedziałem na brzeg łóżka, majac na biodrach sam ręcznik. Diedara spał, z lubością wiercąc się w białej pościeli. Nie chciałem, żeby obudził się na kozetce, więc po ... tym przeniosłem go do siebie. Odgarnąłem jego długie włosy za ucho, gładząc policzek. Westchnąłem i przetarłem  zmęczone oczy, próbując opanować niesforne kosmyki włosów spadajace na moje ramiona. Ta durna istota wyssała ze mnie wszelkie siły. Wpatrywałem sie tępo w podłogę, nie wiedząc, co zrobić. W końcu ludzie po pijaku mówią prawdę, szczególnie Deidara. Ale co ze mną ? Czy ja go... ?
- Itachi ? - usłyszałem za plecami, słysząc szelest odsuwanej kołdry. Odwróciłem się i spojrzałem na blondyna, który podniósł się do pozycji siedzącej, patrząc na mnie zaskoczony. 
- Wytrzeźwiałeś ? - spytałem całkiem miło. Ten złapał się obiema rękoma za głowę, jęcząc. Zaśmiałem się. Kac zamęczy każdego. 
- Co się stało ? - na jego twarz powróciła codzienna maska, a w oczach zagościł przebłysk zdrowego rozsądku. Chwilę siedział tak, a ja próbowałem coś wyczytać z jego twarzy. Nagle spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem
- Czy my...
- Musze iść skończyć raport. Ty się wyśpij - mruknąłem, nie chcąc wdawać się w dyskusję. Jak miałem wytłumaczyć mu coś, czego sam nie rozumiałem ? Już miałem wstać, gdy poczułem lekkie pociągnięcie za kosmyk włosów. Blondyn przyłożył go do ust, z nieodgadnionym wzrokiem wpatrując się w pościel. Bez słowa wstałem, a włosy wyślizgnęły mu się z dłoni. Czułem przenikliwie spojrzenie na swoich plecach aż do momentu, w którym zamknąłem drzwi.  Pierdolony Deidara, chyba tylko on mógł doprowadzić mój umysł do takiej ruiny.

sobota, 10 marca 2012

Heat II (ItaDei)


Dzięki fandomowi ludzie,wielbie was za wsparcie :3 Taki tam, dedyk dla Moniki, dziękuje za radę co do narracji ~<3
***


Heat II


   Na razie nasz kochany liderek dał mi spokój z misjami. Łaskawie stwierdził, że w takim stanie nie mogę nawet wychodzić z organizacji. Brawo, może jego mózg nie jest tak gładziutki jak mi się wydawało. Irytujący dźwięk kropli deszczu uderzających o szybe praktycznie uniemożliwał mi czytanie jakiejś durnej książki o ninjutsuu. Zsunąłem się lekko, głębiej zapadając się w wygodną, czerwoną kanapę. Miły materiał ocierał się o moje nagie plecy obwiązane tylko bandażem. Trzeba przyznać, że Itachi świetnie opatrywał. Właśnie, Itachi ... Bezsilnie zacisnąłem pięść. Pierdolony skurwiel. Nie dość, że traktuje mnie jak szmatę, to jeszcze odpierdala takie coś. Co to miało być ? Nagły napływ uczuć ? Nie jestem jego zabawką. 
Oparłem wygodnie głowę o oparcie i zamknąłem oczy. Jego ciepły oddech na mojej szyi jakby cały czas tam był, przypominając o moim przywiązaniu. Na Boga, jak można coś poczuc do Uchihy ?
- Ty możesz wszystko, idioto - warknąłem, z wściekłośćią rzucając książkę w ściane naprzeciwko. Odbiła się z głośnym hukiem, spadając na podłogę. Pogięte kartki wystwały zza zielonego grzbietu opatrzonego srebrnawym napisem. Moje serce drżało, a umysł nie chciał dopuścić do siebie myśli, że Itachi znaczy dla mnie bardzo wiele. Jego dotyk, ciepłe dłonie, piżmowy, słodki zapach, miękkość jego skóry. Błagam cię, przestan o nim myśleć. Nic dobrego z tego nie wyniknie, Deidara. Dębowe drzwi otworzyły się nagle, omiatając moją twarz chłodnym, wilgotnym powietrzem z korytarza. Do pokoju wszedł Itachi, patrząc na mnie zaciekawionym wzrokiem. Oparł się o framugę, zakładając ręce na siebie. Cholera, jest idelany. Długie, smukłe nogi twardo stały na drewnianej podłodze, wyrzeźbiony brzuch wystawał zza czarnej, siatczanej koszulki. Zaklnąłem cicho, widząc jego spokój. Kosmyki czarnych włosów spływamy lekko na jego ramionach, a szyderczy uśmiech nie schodził z ust. Z lekkim rozbawieniem posłał mi pytające spojrzenie, wskazując na dziurę w ściane.
- Czego chcesz ? - spytałałem, wykrzywiając się. Przybrałem zwykłą maskę znudzenia i zirytownia, by jak najszybicej pozbyć się czarnowłosego. Jedna częśc mnie wołała " Itachi, zostań", a druga "Spierdalaj". Odwróciłem wzrok, by nie patrzeć się na jego paskudny, perwersyjny uśmieszek. Nic nie zrobił sobie z mojego pytania i wolnym krokiem podszedł do kanapy, nie gubiąc swojego chłodu. Przysiadł się na brzegu i sięgnął do mojego brzucha, po drodze odpinając agrafkę. Bandaż zsunął się z mojego ciała, odsłaniając już lekko zagojoną ranę. - Odpowiesz w końcu ? - spytałem, spoglądając na niego. Ten tylko parsknął śmiechem.
- Przyszedłem sprawdzić, co z tą raną. - powiedział, zakładając włosy za ucho. Z lekkim rozbawieniem wpatrywał się w cięcie, po chwili z aprobatą pokiwał głową. - Podnieś się.
Markotnie wykonałem polecenie, siadając po turecku. Uparcie odwracałem wzrok, udając, że mam go w dupie. Muskając opuszkami palców moje żebra, wprawnie zdjął opatrunek. Przełknąłem śline. Niech on już przestanie mnie dotykac, bo zaraz oszaleje. Spojrzał na mnie, próbując wyczytać coś z moich oczu i przysunął się niebezpiecznie blisko. Nasze usta dzieliło jakieś 10 centymetrów, gdy jego hebanowe oczy mierzyły mój nagi tors. Nagłym ruchem położył dłonie po obu stronach mojego ciała i pochylił się, zmuszając mnie do położenia się na kanapie. Moje serce podskoczyło, a z płuc wydobył się głuchy jęk. Niewzruszony czarnowłosy wpatrywał się we mnie, oblizując górną wargę. Zaraz, what ?
- Co ty opierdalasz ? - warknąłem, jednka nie odsunąłem się. Bawił się ze mną w kotka i myszkę, testując moją wolę. Przyrzekam, jeszcze jeden gest, a po postu go pocałuje, nie wytrzymam dłużej. - Itachi...
- Cicho bądz - mruknął, pochylając się. Zamknąłem oczy, jego włosy połaskotały moje policzki, a jego gorące wargi dotknęły moich ust.  Poczułem ... ulgę ? Dziwne uczucie spełnienia, niewytłumaczalną przyjemność. Oddałem pocałunek, z lubością pieszcząc jego górną wargę. Rozpływałem się pod wpływem jego smaku i dotyku. Rozplątałem nogi, robiąc miedzy nimi miejsce dla Uchihy, który prawie spadał z sofy. Niespodziewany, niewinny pocałunek przemienił się w zaciekłą walkę o dominację. Nasze języki się złączyły, a śliny zmieszały. Itachi wyraźnie wygrywał. Bawił się, gładząc moje podniebienie i drażniąc policzki po ich wewnętrznej stronie. Zabrakło mi tchu. Oderwałem się od niego, wciągajac powietrze. Czarnowłosy nic sobie z tego nie zrobił, z moich ust przeszedł na szyję. Wilgotne usta przesuwające się po moich obojczykach wprawiały mnie w dreszcze, miałem straszną ochotę jęknąć, ale tego nie zrobiłem bo wiedziałem, że to by oznaczało moją uległość. Zacisnąłem palce na narzucie, poddając się całkowicie woli Uchihy. Z uśmiechem zataczał kółka wokół moich sutków, obserwując mimikę mojej twarzy. Zdawałem sobie sprawę z tego, że maska zniknęła. Można było ze mnie wyczytac jak bardzo pragnę tego pieprzonego egoisty. Wdzychajac głośno, odchylilem glowę do tyłu. Przy akompaniamencie dreszczów polizał mojego prawego sutka. Wygiąłem się lekko, a on podniósł się i powoli zdjął koszulkę, prowokacyjnie patrząc mi się w oczy. W nagłym odruchu przyłożyłem dłoń do jego lewej piersi, by jeszcze raz poczuć miarowe bicie jego serca. Zjechałem nieco niżej, drażniąc jego sutek, końcu przejeżdżając dłonią po gładkiej skórze aż na biodro. Zamruczał z zadowoleniem i znów na mnie opadł. - Uchiha ! - warknąłem, czując jego dłonie blisko rozporka. Odepchnąłem go lekko, cofając się. To zbyt wiele. Czarnowłosy wyraznie zmarkotniał, patrząc się na mnie z rozdrażnieniem. Ugiął łokcie i otarł się nagim torsem o moją klatkę piersiową, powodując falę bólu z gojącej się rany. Omiótł ciepłym, ciężkim oddechem moją szyję i lekko gryząc prawe ucho, szepnął zmysłowo:
- Wiem, że tego chcesz, Deidara - polizał płatek, cicho się śmiejąc. Walczyłem sam ze sobą. Po prostu nie mogłem mu ulec, pokazać, że może robić ze mną co chce. Odepchnąłem go mocniej, podsuwając się pod same oparcie. Spojrzałem na niego wzrokiem " dotkij a zabije". Czarnowłosy zaśmiał się i zaczesał włosy do tyłu, sięgając po koszulkę. Ubrał się i posyłając mi zadziorny uśmiech, wstał. Drzwi zatrzasnęły się, a ja w lekkim szoku się w nie tępo wpatrywałem.
- Co do kurwy ? - wyjąkałem, nie mogąc się ruszyć. Westchnąłem przeciągle, łapiac się za kark. I co ja mam zrobić z chcicą tego psychola? Moje uczucia nie pozwalały mi go poprostu odtrącić, co wybitnie mnie irytowało. Zaklnąłem i wstałem, idąc w kierunku drzwi. Ostrożnie wyjrzałem zza framugi, wdrygając się. Na korytarzu było zimno jak diabli, a ja stałem sobie bez koszulki, z raną na wierzchu. Nie było nikogo widać, więc cicho przekradłem się do kuchni i zakosiłem pół litra sake. To było jedyne, czego teraz potrzebowałem.

piątek, 9 marca 2012

Ohyaoo ~ + Heat ( DeiIta)

A więc, jako że moja niewyczerpalna wena mnie ciągle nachodzi, a nie mam pomysłu i chęci (chwilowo) na kontynuowanie School days yaoi, i mam ochotę wyżyć się z innymi postaciami i sposobem pisania, oto macie one-shot yaoi. Gomene, postaram się jak najszybciej wrócić do tamtego bloga :c Jak zwykle prosze o krytykę.
***




Heat


   Strużki wściekle czerwonej, metalicznej cieczy spływały po mojej klatce piersiowej, sklejając i brudząć długie, jasne włosy. Nienawidze tego. Nigdy nie mogło się obyć bez żadnych ran czy blizn, nigdy. Pierdolone misje i pierdolony Pain. Pierdolony ból i pierdolone upokorzenie. Odwróciłem wzrok, unikając przeszywającego spojrzenia czarnych jak heban tęczówek. Parskając, po raz kolejny brutalnie odtrąciłem jego smukłe palce, próbujące odkleić siatczaną koszulkę od mojej zakrwawionej skóry. Skrzepy nabrały paskudnego, bordowawego koloru. Zirytowany, wykrzywiłem twarz w grymasie niezadowolenia, unosząc wargę i ukazując kły na widok niezwruszonej twarzy Itachiego. To było koszmarnie wkurzające. Jego stoicki spokój i brak jakichkolwiek emocji . Lekceważył wszystko i wszystkich, zawsze tak było. Czyste okrucieństwo i wyrachowanie aż od niego biły, powstrzymując od niepotrzebnych gestów, nie pozwalając chodźby dotknąć jego czarnych włosów, czy też musnąć ust. Egoista. Nieważne jak długo się na niego patrzyłem, jak długo obserwowałem, nigdy nie pozwolił mi się do siebie zbliżyć. 
   Westchnąłem ciężko, z uporem wpatrująć się w jego oczy i próbując przekazać, żeby sie odpierdolił, mimo tego, że tak naprawdę z całego serca pragnąłem jego bliskości. Zero reakcji. Nozdrza Uchihy niebezpiecznie zadrgały, pokazując, że niedługo puszczą mu nerwy i po prostu mnie walnie. Nie chciałem tego, i tak byłem wykończony. Po prostu, z drwiną w oczach, odwróciłem głowę, nie patrząc się na jego twarz. Ale tak bardzo tego chciałem. Te jedyne momenty podczas opatrywania, kiedy mogłem poczuć jego zapach, jego oddech, były niesamowite. Starałem się zapamiętać je jak najdokoładniej - każdą, najdrobniejszą rzęsę, każdy ruch mięśni, blask białych zębów czy też odurzającą, ciężką woń, która ulatniała się przy każdym jego ruchu. Mimowolnie przymknąłem oczy, wdychając lekko piżmowy zapach. Moje palce zacisnęły się bezsilnie na krawędzi stołu, pragnąc poczuć cienki materiał jego koszulki. Syknąłem z bólu, gdy czarnowłosy przeciął materiał, ukazując głębokie cięcie , zaczynające się w okolicy żeber i ciągnące aż do pępka. Itachi westchnął, posyłając mi spojrzenie pełne dezaprobaty. Drgnąłem lekko, zauważając w jego oczach coś jeszcze oprócz zwyczajnego chłodu - jakiś dziwny przebłysk. Czy to gniew, a może coś innego ? Warknął, spuszczając wzrok. Nie lubił, gdy ktoś za długo wpatrywał mu się w oczy. Sięgnął po watkę nasączoną wodą i dosyć delikatnie zaczął przemywać ranę, usuwając z niej zaschnietą krew. Mój brzuch przeszyła fala bólu, a kłykcie wyraźnie się zarysowały, gdy mocno scisnąłem krawędz stołu.
- Kto ci to zrobił ? - spytał chłodno Itachi. Jakby go to interesowało. 
- Nie twój interes - warknąłem, krzywiąc się z bólu, gdy ten w odwecie brutlanie doscinął watę, wgłębiając się w ranę. Świeża porcja krwi zalała mój brzuch, ściekając za spodnie. - Przestań - wysapałem, odruchowo cofając się w tył. Usta czarnowłosego wykrzywiły się w paskudnym uśmiechu, gdy prawie krzycząc z bólu, mocno go odepchnąłem. Pierdolony sukinsyn, czy on nie widzi, jak na mnie działa ? Z rykiem wściekłości odbiłem się od stołu, i nie myśląc, co odpierdalam, złapałem za gardło Uchihy. Pęd uderzenia zwlalił go z nóg, z jękiem uderzył o zimną posadzkę. Zupełnie nad sobą nie panowałem, dałem ujść całej nagromadzonej przez tą jebaną sytuację agresji. Siadając na nim okrakiem, zacisnąłem palce wokół jego szyi. Jego egoizm. Mocniej. Zimny wzrok. Mocniej. Chłód. Jeszcze mocniej. Z moich płuc wydobyło się głuche warknięcie. Zamknąłem oczy, nie chcąc patrzeć w jego piękne, hebanowe tęczówki. Tak zimne. Tak okrutne. Nie zważałem na ból, nieustannie rwący moje myśli. Ciało Uchihy poruszyło się niespokojnie, jednak nic pozatym - Itachi powoli się dusił, czułem to. Czemu nie reagował ? Czemu po prostu nie wstał i mnie nie skopał ? Pojebany psychopata. Mój umysl był kompletnie zaślepiony przez gniew. Czułem go każdą komórką swojego ciała, z dziką przyjemnością czując gardło czarnowłosego pod palcami. Nawet nie wiem, kiedy zacząłem wpatrywać sie w jego piękną, spokojną twarz. W miarę patrzenia się na niego, mój uścisk lżał, a dłonie, zamiast zaciskać się, lekko muskały jego skórę. W ręce wbijał mi się jego dziwaczny naszyjnik, a on patrzył mi się prosto w oczy. Przenikliwie, bez cienia złości. Lewa ręka leżała nad jego głową, wplątując się w czarne komsyki lśniących, długich włosów a blade, lekko spierzchnięte usta były lekko rozwarte. Oparty był o lewy policzek, nie poruszał się. Tylko jego oczy, te cholerne czarne oczy spoglądały na mnie z domieszką tego dziwnego czegoś. Nie złościł się, nie darł , nie bił - po prostu patrzył. 
   Moje ręce ugięły się pod ciężarem  wyczepranego ciała, nie majac siły na cokolwiek, runąłem bezwładnie na jego klatke piersiową. Poziom adrenaliny drastycznie spadł, uwrażliwiając mój mózg na sygnały bólu i paniczne wołanie o odpoczynek. Co sie dzieje ? Oparłem policzek na unoszącej się klatce piersiowej czarnowłosego, mając głęboko w dupie to ,czy jest mu ciężko czy nie. Jego koszulka przesiąkała moją krwią, której zresztą z każdą sekundą było coraz mniej. Nie wiedząc, co zrobić, tępo wpatrywałem się w podłogę. Chłód kafli przyjemnie chłodził moją skórę, gdy z lubością cieszyłem się bliskością Itachiego. Bicie jego serca działało na mnie uspokajająco, jego równy oddech także. Heh, co ja narobiłem ? Przecież on mnie zwyczajnie zabije. Czarnowłosy zaczął się lekko podnosić, a z każdym jego ruchem ból przeszywał mnie coraz dotkliwiej. Doprawdy, rany są strasznie kłopotliwe. Sprawiają, że jestem zdany na jego łaskę. Przymknąłem oczy i uśmiechanąłem się, ciesząc się ostatnimi chwilami na jego ciele i przygotowując się na brutalne zepchnięcie. Nic takiego się jednka nie stało. Zdziwiony poczułem ciepłe dłonie Itachiego na plecach, gdy ten przytrzymał mnie na swojej klatce piersiowej. Czy to wogóle możliwe ? Dlaczego nie jest wobec mnie skurwielem, jak zwykle ? Dlaczego nie odepchnie mnie, nie zrani ? 
- Jesteś idiotą, jeszcze trochę krwi i stracisz przytomnosć - powiedział Uchiha, tak spokojnie, jakby nic sie nie działo. Jakbym nadal siedział na tym pierdolonym stole. Jego mięśnie drgnęły, a ja poczułem jego ciepły oddech na szyi. Nagle dziko odtrącił moje włosy nosem, łapczywie dotykając wargami skórę. Dziwnie. Zaciągnął się, wdychając mój zapach, a jego paznokcie wbiły się w moje plecy. Końcówką języka nieśmiało dotnął płatka ucha i przyciągnął mnie bliżej. Zachowywał się jak dzikie zwierze, które w końcu dostało upragniony kawałek mięsa. Westchnął, zły na siebie, jakby uległ jakiejś dawno skrywanej pokusie. Przestał mnie dotykać i z jakimś nieodgadnionym wyrazem twarzy odsunął się.
- Musimy to opatrzyć - mruknął, spychając mnie z siebie. Zsunąłem się na kafle, zostawiając za sobą przeciągły ślad krwi i wpatrywałem się w niego z niedowierzaniem. Itachi podszedł do szafki i wyciągnął pojemnik z igłami i nićmi. Szukając potrzebnych rzeczy, spoglądnął na mnie przez ramię, patrząc mi głęboko w oczy. Wtedy zrozumiałem, czym było to tajemnicze coś - był to żar. Żar pożądania.